01:30

A dla kogo ta kolekcja? H&M vs. metal.

A dla kogo ta kolekcja? H&M vs. metal.
Photo credit: Diego3336 via Foter.com / CC BY

Będąc ostatnio w galerii handlowej, trafiłem na intrygującą kolekcję ubrań, która skłoniła mnie do napisania tego tekstu. Za tą kolekcją stoi sieć H&M a jej motyw przewodni to subkultura metalowa. Nie jest to pierwszy raz gdy H&M odwołuje się do tej grupy społecznej – 2 lata temu wpadli na pomysł, aby wprowadzić do sprzedaży kurtki z naszywkami zespołów metalowych, które nie istnieją. Sprytne podejście (można było wydać równe 0zł na licencjonowane nazwy), aczkolwiek nie do końca jestem pewien kto miał być odbiorcą takowych ubrań. Ludzie słuchający tej muzyki nie kupią ubrań z wyimaginowanymi zespołami, ponieważ manifestują ubiorem to czego słuchają a płyty nieistniejących zespołów trudno znaleźć gdziekolwiek. #sarkazm Ludziom, którzy nie słuchają tej muzyki, potrzeba zamanifestowania swoim wyglądem przynależności do tej subkultury będzie obca. Stąd tamta kolekcja trafiła w próżnię.

Wracając do tego co na chwilę obecną możemy znaleźć na wieszakach w H&M: oprócz stylizowanych na metalowe koszul, kurtek itp. trafić możemy na t-shirty – uwaga – prawdziwych zespołów! Szok, niedowierzanie. Czapki z głów, sypnięto groszem na prawdziwe zespoły.




Jednak i tu pojawia się pewien problem. Celowo, czy też nie, każda z koszulek różni się w pewien sposób od np. oryginalnej okładki płyty, której tytuł jest na owej koszulce, bądź grafika jest wzięta totalnie z dupy. Na przykład:


oraz:


Ewidentnie widać rozbieżność pomiędzy okładką albumu a H&Mowską wariacją na jej temat. I absolutnie rozumiem, że stoi za tym jakiś zamysł artystyczny, jednak trudność sprawia mi określenie grupy odbiorców tego typu ubrań. Znając dziesiątki ludzi powiązanych z subkulturą metalową śmiało twierdzę, że nie tego oczekują. Mając wybór pomiędzy t-shirtem odzwierciedlającym faktyczną część dokonań jakiegoś zespołu a "czymś podobnym" nie zdecydują się na kupno wszelkich wariacji.

Idźmy dalej, czym jeszcze zaskoczył mnie H&M? Ot na przykład, w tshircie ikonicznego grunge'owego zespołu, z tytułem ikonicznej płyty, ikoniczna okładka gdzieś się zapodziała:


Oryginał:



Dostajemy ogryzek samej okładki.
Ten sam los spotkał płytę "Ace Of Spades" zespołu Motörhead, również  mamy jakieś udziwnienie:


O proszę:


Jedyna grafika znaleziona przeze mnie w internetach, która jest podobna do wzoru z koszulki to motyw na kartach do gry sygnowanych logiem zespołu na których widnieje data 2014.  

Czyżby w ten sposób dało się zaoszczędzić na prawach do trademarków? O ile tshirt Slayera, który mają w ofercie, można dostać w oficjalnym, slayerowym sklepie internetowym, wygląda na to że czyimś wielce artystycznym zamysłem było wycięcie z okładki albumu "Killers" Iron Maiden, samego ryja maskotki zespołu – Eddiego.


I okładka płyty:



Jeszcze inny zabieg zastosowano w przypadku innej koszulki Metallicki oraz t-shirtu Guns N' Roses. Spójrzcie na te dwa zdjęcia:


Źródło inspiracji: 



Motyw wykorzystany przez H&M to motyw z czwartej trasy koncertowej Metallicki, która odbyła się w latach 1986-87. [ciekawostka – to właśnie podczas tej trasy koncertowej w wypadku samochodowym zginął basista Cliff Burton] I tutaj znowu podejrzewam, że albo ludzie nie będą o tym wogóle wiedzieć, albo nie kupią takiej koszulki – wielu potencjalnych nabywców urodziło się później niż sama trasa miała miejsce. Natomiast jeśli chodzi o Guns N' Roses, poniższy t-shirt to H&Mowska wariacja na temat drugiej trasy koncertowej zespołu "Use Your Illusion Tour" (1991-93) oraz płyty pt. "Use Your Illusion". Znów oczywiście zagubiła się część oryginalnego motywu, no ale cóż.


Oraz:


Tytuł płyty - w oryginale pod kątem 90° - obrócono.


Podsumowując – to nie wszystko co H&M ma do zaoferowania, jednak nie miałem wystarczająco czasu aby przejrzeć i przeanalizować wszystkie oferowane przez nich produkty okołomuzyczne. Ponadto w ofercie firmy znajdują się również ubrania "metalopodobne" np. Bluza z trudnym do rozszyfrowania napisem na plecach czcionką podobną do używanych w logach zespołów metalowych. Znajdziemy również swetro-katanę dżinsową (kiedyś obie części garderoby noszone osobno), spodnie bojówki oraz akcesoria o podobnej tematyce. Nasuwa się pytanie – czy popyt na tego typu stylistykę będzie odpowiednio duży i sprzedaż takich rzeczy przyniesie odpowiednio wysoki profit? Dla kogo jest ta kolekcja? Prawdopodobnie dla osób, które już teraz noszą t-shirty z logiem zespołu Ramones, "bo ładne" nie mając bladego pojęcia jaka historia się za tym co mają kryje. Jak już wspominałem wcześniej, nie posądzam osoby ze środowisk metalowych o naszykowanie sobie stylówki w H&M - wśród ubrań mających się do utartych w środowisku koszulek z oryginalnymi logami / okładkami albumów, jak klocki Lepin do Lego. 

Natomiast chińskie klocki są kilkukrotnie tańsze od oryginałów, tymczasem t-shirt z H&M kosztuje tyle samo, ile t-shirt z pełną okładką kupiony, ot choćby, w jednym z wielu internetowych sklepów.
A może to muzyka i te zespoły trafią niedługo na śmietnik historii, rozmyją wśród tysięcy innych mających tyle samo wyświetleń na YouTube, gdzie dziesiątki lat poświęcone na koncertowaniu nijak nie przekładają się na ilość wyświetleń. Może tego typu koszulki staną się kultowe jak koszulki z logo Jack Daniel's. Przecież nie zakładamy, że osoba w takim tshircie jest fanką destylatu dojrzewającego w dębowych beczkach. Chociaż nie spotkałem jeszcze wielu osób, stylizujących się na fanów metalu dla samej stylizacji odrzucając warstwę muzyczną. Wiem też, że sieciówki mody nie dyktują, są tylko jej odbiciem, refleksem słońca w tafli jeziora.

Nadto celem mojego artykułu nie jest zmuszanie ani nakazywanie nikomu co powinien nosić i jak to powinno wyglądać – po prostu zdziwiłem się gdy zobaczyłem, że metal jest trendy. Chciałem też wskazać gdzie można doszukać się rozbieżności, między "artystyczną" wizją H&M a oryginałem, który prawdopodobnie ich zainspirował. Chętnie poczytam Wasze opinie na temat tej kolekcji.


Przypominam również o FANPAGE'U oraz profilu na Twitterze, gdzie bywam, wcale często!

01:58

Chaos, eklektyzm. Muzyczna biografia introwertyka PART 2

Chaos, eklektyzm. Muzyczna biografia introwertyka PART 2

Witajcie w drugiej części podróży po muzycznych gatunkach, zespołach i utworach, które ujęły mnie na przestrzeni ostatnich kilku lat. Na wstępie chciałbym dodać, że zapomniałem w poprzednim wpisie zawrzeć jeden z najbardziej popieprzonych zespołów ostatnich 20 lat – System of a Down.



Amerykanie o ormiańskich korzeniach ujmują połączeniem porzędnego rozpierdolu z delikatnym (momentami) wokalem Serja Tankiana oraz bardzo zaangażowanymi tekstami. Właśnie w warstwie tekstowej zespół ten stara się mocno podkreślać bieżącą dla swoich czasów problematykę społeczno-polityczną. Warto zagłębić się w tej muzyce, zwłaszcza, że nad wszystkim unosi się ormiański duch i swoiste folkowe elementy, których nie uświadczymy u innych amerykańskich zespołów z tego gatunku.

Wracając do (jako takiej) chronologii, przyznać muszę, że chociaż większość znajomych postrzegała Behemotha jako pozerstwo, lubiłem posłuchać jak łoją. Klimatyczne i ciężkie – w sam raz na wieczór. Rozczarował mnie tylko sam Nergal – a to związek z Dodą, a to bycie jurorem w TVP, nie tego się po nim spodziewałem. Niemniej muzykę tworzy rewelacyjną. 



Na szczęście od tego miejsca będzie już tylko spokojniej. A propos Nergala, moje ostatnie odkrycie to projekt Me And That Man, współtworzony z Johnem Porterem, Absolutnie genialna płyta, kawałek Ameryki w moim domu. Gitary, harmonijka, blues i country jakiego nie powstydziliby się mieszkańcy południowych stanów USA. Dla mnie nowa jakość w polskiej muzyce, na równi z Organkiem.




Organek! O matkooo! Organek jest żywym dowodem na to, że studiowanie filologii angielskiej nie jest jeszcze końcem świata. Błyskawiczna kariera uświadomiła też wielu ludziom, że jest deficyt dobrego bluesa w mainstreamowych radiach i innych mediach. Miałem również przyjemność słyszeć Pana Organka na żywo na Woodstocku oraz na koncercie w katowickim Megaclubie - za każdym razem czuć było prawdziwy ogień ze sceny, emocje i niesamowicie profesjonalne granie. Organek to jedno z najważniejszych moich odkryć drugiej dekady XXI wieku i puchnę z dumy, że zaraziłem nim również kilku znajomych. Do Organka wracam przynajmniej raz w tygodniu i nie chce mi sie ten czort, kuźwa, znudzić!



Skoro cały czas obracamy się w gronie polskich artystów, wspomniałbym również Dawida Podsiadło. Długo nie potrafiłem się przekonać do muzyki indie, ale i do tego dojrzałem. Cenię sobie to w jaki sposób Dawid bawi się słowem, uwielbiam wsłuchiwać się w jego teksty. Żałuję, że postanowił zrobić sobie przerwę w karierze w momencie, w którym coraz częściej sięgałem po jego utwory, ale mam nadzieję że już za jakiś wróci z nowymi pomysłami.



Na koniec tej części pozwolę sobie jeszcze podrzucić Wam bardzo emocjonalny utwór Artura Rojka, Kłaniam się w pas człowiekowi, który zrobił tyle dobrego dla polskiej muzyki rozrywkowej. A ten konkretny utwór jest wzruszający, wręcz rozdzierający.



Podobno gdy umierasz, lecisz sobie, lecisz...

Nie chciałem wierzyć w słowa ludzi, którzy wyrośli z muzyki słuchanej w młodości i zaczęli częściej zwracać się ku innym gatunkom, bądź ku spokojniejszej muzyce. A spoglądając w lustro jeszcze trudniej mi uwierzyć, jak szybko moje gusta wyewoluowały w tę stronę. Mam poczucie, że zestarzałem się za szybko. Rodzice śmieją się, że do niektórych wykonawców dojrzeli po czterdziestce a ja już teraz chętnie z nimi słucham. M.in. chodzi o jazz, do którego nieśmiało się przymierzam i coraz chętniej sięgam po niektóre (te bardziej energiczne) kawałki. Na przykład Take Five, Dave'a Brubecka:



Mam nadzieję, że odkryję coraz więcej i więcej interesujących jazzowych wykonawców, chociaż do tych spokojniejszych póki co to podchodzę jak do jeża...

Przedostatnim fundamentem całej tej historii jest muzyka klasyczna. W pewnym momencie mojego krótkiego życia uparłem się, że muszę coś więcej o niej się dowiedzieć. Jak pomyślałem, tak zrobiłem - oczywiście jak na człowieka z XXI wieku przystało na YouTubie. Dumny z siebie włączyłem kompilację 100 najsłynniejszych utworów klasycznych i zabrałem się za wypisywanie tych najciekawszych. Analogicznie do samowprowadzenia się w świat jazzu - rozpocząłem od tego co ma pierdolnięcie, od heavy metalu rozpisanego na całe orkiestry. I również w tym wypadku nie mam cierpliwości do wolniejszych i delikatnych dzieł. Kajam się i wstyd mi, ale też mądrzejszy niż kiedyś nie idę w zaparte; mam świadomość, że kiedyś do tego dojrzeję, prędzej czy później, a na pewno w odpowiednim momencie. Tymczasem, oprócz Dvoraka, Prokofieva, czy Brahmsa, "W Grocie Króla Gór" Edwarda Griega mogę słuchać bez końca dusząc przycisk replay.



Ostatnią częścią muzycznego świata, która wywiera wielki wpływ na moje emocje i samopoczucie jest muzyka elektroniczna, lecz nie byle jaka. Nie posądzam siebie o górnolotność, jednak muszę stwierdzić iż jedna gra zmieniła moje postrzeganie przyszłości diametralnie. Deus Ex: Human Revolution. Historia Adama Jensena to pierwsza gra, w czasie której się stresowałem. Stresowałem się śledząc akcję dziejącą się w niedalekiej przyszłosći - była ona tak realna, tak prawdziwa. Cyberpunk z wielce pesymistyczną wizją społeczeństwa ludzkiego, augmentacja ciał, korporacje z wielką władzą dżizass, nie jestem zwolennikiem żadnych teorii spiskowych, ale ta gra odmieniła całkowicie moje podejście do przyszłości. Jednym z powodów które stanowią o geniuszu tej produkcji jest soundtrack. Poznajcie Michaela McCanna.



Słuchając soundtracku z Deus Ex stresuję się. Muzyka jest rozdzierająca, połączenie elektroniki z żywymi instrumentami uderza w czułe tony duszy. Zawsze mnie sponiewiera, bez względu na to czy słucham dwudziesty czy osiemdziesiąty raz. Nie jestem w stanie zdefiniować i nazwać konkretnie jaki to gatunek muzyczny, ale mogę bez końca zagłębiać się w takie klimaty, kojarzące mi się ponuro z przyszłością. Wciąż nie umiem się nadziwić jaką niesamowitą instytucją jest taka gra, o której myśli się prawie dziennie, przejście której zostawia swoje skutki na długi długi czas.



I never asked for this...

Za pośrednictwem muzyki z DE:HR, dotarłem również do muzyki posiadającej najbardziej skomplikowaną nazwę ever. Poznajcie Epic Aggressive Modern Hybrid-Orchestral Music! Jeśli ktoś zna więcej muzyki tego typu to dajcie znać w komentarzach lub napiszcie do mnie na facebooku. Chłonąłbym.



Zbliżamy się do końca tego wpisu. Trzy najświeższe odkrycia muzyczne, których dokonałem to Indila, Stromae oraz Die Antwoord. Do każdego z tych wykonawców przekonywałem się bardzo bardzo długo. Żałuję że tak późno otworzyłem się na muzykę francuską, belgijską i południowoafrykańską. Teraz z większą uwagą przypatruję się temu co kiedyś z miejsca odrzucałem.



Indili słucham głównie z zamkniętymi oczami. Wywołuje wielkie emocje. I znów żałuję iż w momencie w którym "odkryłem" jak mistycznym doznaniem jest słuchanie jej hipnotyzującego głosu - słuch o niej zaginął. Obyśmy doczekali kolejnych płyt i singli!



Stromae (jakżeby inaczej) wpisuje się w trend artystów, którzy spizgali się gdy zacząłem ich słuchać i na wyprzódki zawieszają karierę. Stromae stwierdził, iż woli zająć się póki co produkcją muzyki dla innych artystów. Szlag.
Dotarcie do tłumaczeń jego tekstów ujawniło mi artystę pop, który niesie mocny przekaz swoimi piosenkami oraz ma rewelacyjny image. Jest w centrum i na uboczu, chudy jak szczapa, dwumetrowy Belg śpiewając wizualizuje (Jakóbiak czemu zepsułeś to słowo!) wiele moich refleksji. A do tego teledyski!


I najbardziej pojebani ludzie na sam koniec. Wypełnili na mojej muzycznej półeczce dziurę po Mansonie, który przeraźliwie obniżył loty na starość. Moje zapotrzebowanie na creepy klimat w pełni pokryło to trio z RPA. Damn, Nie wiem ile trzeba zażywać srogich substancji żeby stworzyć coś takiego, ale nawet na trzeźwo słuchanie ich utworów jest niesamowicie satysfakcjonujące. Teledyski pierwsza klasa, Yolandi niszczy już samym spojrzeniem. Rewelacja.

I już całkiem na końcu #guiltypleasure do którego trudno mi się przyznać. Jedyny utwór Gimpsona, który nie jest dobry - jest ZAJEBISTY. Tekst 10/10, identyfikuję się z nim w pełni i inkorporuję do psyche natychmiastowo. Karmię nim moje ego regularnie, chociaż z punktu widzenia ludzi, którzy znają się na takiej muzyce to nic ciekawego. Taki ot, kawałek. Lecz satysfakcjonujący a o to przecież chodzi. A kim jest Gimpson? Gimper - człowiek w moim wieku, który ma milion subskrybcji na YouTube dzięki nawalaniu w gry komputerowe. Znacie więcej takich kawałków (przynajmniej częściowo) o retoryce? Piszcie.



I tak oto prezentuje się cały ten dziki zestaw, rozstrzał osobowości od głębokiej elektroniki po death metal i Mozarta. Z pewnością zapomniałem o wielu zespołach, ale kogo interesowałaby tabelka w Excelu z setkami zespołów. Jeśli ktoś dotarł do tego miejsca - jestem zaszczycony. Miło mi, że poznałeś część mnie. Myślę, że co jakiś czas zbiorę do kupy kolejne odkrycia i podzielę się z Wami. A już niedługo kolejne wpisy.

Stay tuned!