To był
emocjonujący poniedziałek. Wszyscy na uczelni od rana spięci,
zestresowani. Nerwowo kontrolują ilość baterii w smartfonach,
rzucają spojrzenia na swoje laptopy, przestępują z nogi na nogę.
Chociaż mają jeszcze mnóstwo czasu, oczekują na to, co o godzinie
16:00 odciśnie piętno na całym semestrze. Wychowanie fizyczne.
Wychowanie
fizyczne na Uniwersytecie Śląskim pojawia się dwa razy w trakcie
pięcioletnich studiów, w większości przypadków na drugim i
czwartym roku. Trwa jeden semestr i jest zmorą studentów, nie tylko
tych leniwych i stacjonarnych jak punkt ksero, ale też aktywnych i
uprawiających jakikolwiek sport.
Co tak
bardzo sponiewierało mnie i innych wyczekujących magicznej godziny
16:00? Rekrutacja na wychowanie fizyczne. Tak, system rekrutacji,
który jest wyjątkowy.
Rejestrację
na wychowanie fizyczne przeprowadza się na Uniwersytecie Śląskim
przy pomocy tzw. Rejestracji żetonowej. Każdy ma prawo zapisać się
na jedne zajęcia, z kilkunastu dostępnych dyscyplin. Zajęcia
odbywają się w kilku miejscach m.in w Katowicach i w Sosnowcu. I tu
pojawia się pierwsza kwestia, którą student musi wziąć pod uwagę
– jeśli studiujemy na sosnowieckich wydziałach, dojazd do Katowic
tylko na WF jest jednak niedogodnością. Zwłaszcza gdy ktoś
mieszka w przeciwnym kierunku np. Zawiercie czy Myszków. Stąd
tendencja wśród studentów do wybierania zajęć jak najbliżej
swojego wydziału, co często oznacza rezygnację z niektórych
dyscyplin (pływanie jest w Katowicach, więc łącznie z przebraniem
się czy wysuszeniem włosów, powrót zajmuje wieki). Kolejny
aspekt, który musimy brać pod uwagę, to wielkość grup
zajęciowych, w większości kilkunastoosobowych. Ilość miejsc na
jednych zajęciach jest ograniczona, a chętnych na najpopularniejsze
i najwygodniejsze zajęcia o wiele więcej. Następnie trzeba zwrócić
uwagę na godzinę, o której dany WF się odbywa. Każdy szuka
takiej, aby zajęcia zazębiały się z normalnymi wykładami i
ćwiczeniami na uniwersytecie (nikt nie chce jeździć np. Z Bytomia
czy Tarnowskich Gór dodatkowo do Sosnowca o innej porze niż zajęcia
lub w dzień wolny). Ja przed rozpoczęciem zapisów upatrzyłem
sobie tenis stołowy o godzinie 12:45, aby po półtorej godziny
uganiania się za małą piłeczką od razu pójść na zajęcia o
15:00. Nie wszyscy jednak mają możliwość dopasowania wszystkich
zajęć, nadto gdy byłem na drugim roku, już po rejestracji na WF
zmienił się plan, co skonfundowało część ludzi, którym w tej
sytuacji nakładały się na siebie dwa zajęcia. A wychowania
fizycznego nie można sobie odpuścić tak po prostu – warunkiem
uzyskania zaliczenia jest 100% frekwencja. Jeśli kogoś nie było na
zajęciach bez ważnego powodu, który usprawiedliwia daną osobę,
trzeba odrobić zajęcia w inny dzień, najlepiej w ramach tej samej
dyscypliny. To wszystko nie jest aż tak problematyczne dla studentów
zamieszkujących akademiki w pobliżu swoich wydziałów oraz dla
niepracujących. Jeśli ktoś dorabia sobie np. popołudniami to WF
bardzo komplikuje życie. Sam psioczę na niego, chociaż uwielbiam
się ruszać, grać w tenisa oraz biegać. Tenis stołowy wybrałem
czysto pragmatycznie – chcę dostać zaliczenie z czegoś co mnie
nie zmęczy, wpasuje się w plan zajęć i nie zajmie czasu, który
mogę poświęcić na dorabianie sobie bądź uprawianie sportu we
własnym zakresie.
![]() |
Takie dyscypliny mają do dyspozycji studenci rejestrujący się na wychowanie fizyczne. |
Samo
zapisanie się na WF to też niezła przeprawa. O tej magicznej
godzinie – 16:00 w poniedziałek – otwiera się rejestracja i
bazuje na systemie "kto pierwszy ten lepszy". Byliśmy więc
zmuszeni poprosić wykładowcę o przerwanie ćwiczeń aby zdążyć
załapać się do odpowiedniej grupy. To było naprawdę stresujące
doświadczenie: w systemie USOS odliczanie do zera do równej godziny
skwitowaliśmy gromkim odliczaniem na głos niczym w sylwestrową
noc. Gdy wybiła równa godzina, wszyscy grzecznie odświeżyli
stronę i kliknęli ikonkę zapisania się do grupy. Następnie
spędziliśmy kilkadziesiąt sekund modląc się, aby system nie
padł. I wreszcie ... tak! Udało się! Mamy nasze upragnione
zajęcia. O godzinie 16:01 upatrzony przeze mnie tenis stołowy był
niemal pełen – 15 osób zapisanych na 16 miejsc. Kto nie mógł
być online w momencie startu rejestracji, mógł mieć duży
problem. Niektóre kierunki miały dostęp do rejestracji dzień
później, gdyż skończyły się żetony.
Osoby,
które zapisały się i udały na pierwsze zajęcia z pływania były
również mocno zdziwione – zbyt mało przebieralni, kobiety
przebierały się w otwartych prysznicach, nie było również
zamykanych szafek. Część osób brała plecaki i torebki na basen
aby nie zostawiać na widoku telefonów, portfeli czy kluczy.
Chociaż
świadomy jestem tego, iż cały ten system trudno udoskonalić i
każdy student ma równe szanse na dopasowanie do siebie odpowiednich
zajęć, cała ta sytuacja stresuje i irytuje wielu z nas.
Stary dobry USOS. Studiuję w Bydgoszczy i rejestrowałam przez usosa angielski,zajęcia ogólnouczelniane i WF, a od tego semestru cały plan! Najdziwniejsza pora rejestracji? 11:10,tego chyba nikt nie pobije, wtedy też wszyscy odliczali jak przed północą w Sylwestra. Tak czy siak jest co opowiadać :)
OdpowiedzUsuńO rety! Na Unwiwerku Łódzkim było dokładnie to samo :D Zabawnie się to wspomina, choć wtedy człowiek robił wszystko, by o odpowiedniej godzinie móc się zarejestrować na zajęcia! :D Jako że również jestem introwertykiem zawsze pociłam się na samą myśl, że zostaną mi jakieś zajęcia zespołowe i koedukacyjne :D
OdpowiedzUsuń