23:24

Dualizm w filmie "Sztuka Kochania. Historia Michaliny Wisłockiej".


Na salę kinową wybrałem się z lekkim niepokojem. Spodziewając się czegoś na kształt komedii romantycznej osadzonej w siermiężnych czasach komuny, nie byłem pewien na co liczyć w czasie seansu. Kim była Michalina Wisłocka – wiedziałem, "Sztuki kochania" nie czytałem (jeszcze).

Rzeczywistość szybko rozwiała moje obawy. Film okazał się niebywale estetyczny na płaszczyźnie obrazu, dźwięku oraz gry aktorskiej. W zupełnie inny sposób oddaje klimat tamtych czasów, unikając klasycznych epizodów z pałującą milicją i protestującymi robotnikami na czele. Jednak to właśnie dualizm, swoista dwubiegunowość historii opowiedzianej w filmie najbardziej utkwiła mi w pamięci.

Ów dualizm przejawia się w tej produkcji na wielu płaszczyznach. Michalina Wisłocka wyrasta na romantyczną osobowość, która przyjmuje pacjentki w gabinecie jednocześnie zanurzając je w ciepłej toni polskiej muzyki rozrywkowej tamtych czasów. Z pasją opowiada ludziom o fizjologii, za którą kryje się mistycyzm aktu płciowego. Wskazuje jak upiększyć ten aspekt życia i wydostać go na światło dzienne. Tymczasem sceny seksu w filmie są trywialne, wręcz płytkie. Na szybko, z pośpiechem, z niewielką dozą romantyzmu. Przedstawione zgodnie z kanonem filmów rozrywkowych XXI wieku. W mojej opinii, kłóci się to z tym, co Wisłocka chce ludziom przekazać.

Również każdy zawód miłosny głównej bohaterki uderza w widza z ekranu i wywołuje smutek. Ani życie w trójkącie, ani miłość znaleziona poza Warszawą nie kończą się happy endem. Traci męża, traci przyjaciółkę, traci również dzieci – jedno wyjeżdża z ową przyjaciółką, dla drugiego nie ma wystarczająco czasu. Chociaż w niektórych scenach widać ból w oczach Wisłockiej, dobrze kryje się z nim próbując pokonać aparat władzy w drodze do opublikowania swojej książki.


Komuniści odmawiający Wisłockiej publikacji, lecz czytający "Sztukę Kochania" pokątnie, mąż Michaliny, któremu życie w trójkącie to za mało i "zalicza" inne kobiety wręcz hurtowo czy zwykli ludzie marzący o spełnieniu fantazji seksualnych, ale oficjalnie milczący i skryci – świat paradoksów wykreowany przez Sadowską. Jest intrygujący, skłania do refleksji. Zasmuca wielokrotnie, chociaż jest historią pozytywną. W końcu w polskim kinie pojawiła się dwutorowa historia (nawet konstrukcja filmu opiera się na przeplatanie głównego wątku mnogością retrospekcji), w której każda strona medalu jest równie ważna, odważna oraz wartościowa. No, może oprócz stricte scen seksu. Pośpiechowi mówimy nie. 

Introwertyk

1 komentarz :

  1. Mam podobne odczucia względem filmu. Jednak, jako że czytałam książkę (wciąż zaległa recenzja) mam pełniejszy obraz Wisłockiej. I choć niezaprzeczalny jest fakt, że jej książka wywołała rewolucję w tamtych czasach, dziwi mnie, że mówi się o niej jako o symbolu liberalizmu, walczącej feministki, bo jej przekonania dotyczące związków były momentami skrajnie konserwatywnie. Ale rozwinę ten wątek, kiedy nadrobię recenzenckie zaległości. Zapraszam wtedy do siebie ;)
    /Pozdrawiam,
    Szufladopółka

    OdpowiedzUsuń